Wróciłam do Polski i pojawił się problem. Jeżeli nie chcę zapomnieć języka, muszę go kontynuować. No dobrze, oferta szkół językowych przebogata, nic tylko się na coś skusić, tylko że.. kwalifikują do grup na zasadzie testu. I tak w jednej szkole zakwalifikowano mnie do grupy po 1,5 roku nauki, w drugiej szkole po 2,5 roku nauki. Poszłam na lekcję próbną, przedstawiam się tak, jak to robiłam w Hiszpanii, a w oczach ludzi widzę rosnące przerażenie! Dopiero ciśnienie im zeszło jak powiedziałam, że byłam w Madrycie na Erasmusie.
Z ofert wybrałam 3 opcję. Szkoła założona niedawno, prowadzona przez Hiszpana z Cartageny Jose. Koleżanka z chóru chodziła tam przez ostatnie pół roku i była bardzo zadowolona. Ja czuję, że również będę, bo grupa mała, ludzie bardzo przyjaźni, zbliżeni wiekowo do mnie. A pierwsza lekcja o ekologii. No i tu miałam okazję wykazać się znajomością wiedzy o odpadach, przy okazji dowiedziałam się jak jest serwatka po hiszpańsku. Zobaczymy co dalej:)
Po dzikich wojażach w słonecznej Hiszpanii, przyszedł czas się ustatkować.. tylko co z tego wyszło?
sobota, 26 lutego 2011
poniedziałek, 21 lutego 2011
Depresja po powrocie..
Każdy z Erasmusów doświadcza czegoś w rodzaju depresji po powrocie. Cieszy się, że zobaczy swoich starych znajomych, ale też smuci się, że coś się skończyło, że nigdy się nie zobaczy już w tym samym gronie, że ludzie towarzyszący w tylu sytuacjach, tak bliscy przez te kilka miesięcy, będą tak daleko.
I oczywiście mnie to też dopadło. Powrót - łzy jak groch, potem radość z zobaczenia znajomych. W ogóle to pierwszą rzeczą jaką zrobiłam była.. jazda na gapę. Nie to że się tu chwalę, o nie! Po prostu wg informacji na przystanku autobusowym biletomat miał się znajdować w środku autobusu, bądź można było nabyć bilet u kierowcy. Rzeczywistość okazała się inna. Kierowca nieuprzejmie poinformował mnie, że jest to już jego czwarty kurs i bilety się skończyły. A to że przewidzieć tego nie można było, że akurat z lotniska zawsze jedzie dużo ludzi i niektórzy się spieszą, aby złapać jakiś pociąg czy autobus i muszą kupić bilet u kierowcy to już inna kwestia.
Teraz jestem i ciągle przyzwyczaić się nie mogę.
Wpadłam w jakiś marazm, z którego ciężko się wyrwać. Nie mam zbyt wiele czasu na obijanie się, ale trudno jest się zabrać za cokolwiek. Mam nadzieję, że w końcu to minie.
I oczywiście mnie to też dopadło. Powrót - łzy jak groch, potem radość z zobaczenia znajomych. W ogóle to pierwszą rzeczą jaką zrobiłam była.. jazda na gapę. Nie to że się tu chwalę, o nie! Po prostu wg informacji na przystanku autobusowym biletomat miał się znajdować w środku autobusu, bądź można było nabyć bilet u kierowcy. Rzeczywistość okazała się inna. Kierowca nieuprzejmie poinformował mnie, że jest to już jego czwarty kurs i bilety się skończyły. A to że przewidzieć tego nie można było, że akurat z lotniska zawsze jedzie dużo ludzi i niektórzy się spieszą, aby złapać jakiś pociąg czy autobus i muszą kupić bilet u kierowcy to już inna kwestia.
Teraz jestem i ciągle przyzwyczaić się nie mogę.
Wpadłam w jakiś marazm, z którego ciężko się wyrwać. Nie mam zbyt wiele czasu na obijanie się, ale trudno jest się zabrać za cokolwiek. Mam nadzieję, że w końcu to minie.
sobota, 19 lutego 2011
Na początek:)
Mój Erasmus się skończył całkiem niedawno i tak też skończył się codzienny kontakt z światem odmiennym, który fascynował, a czasem przerażał. Wróciłam do domu i nastąpił kontakt z rzeczywistością. Jednakże nie chcę się rozstawać z pragnieniem poznawania i o tym będzie ten blog. O moich próbach kontynuowania tego, czego się nauczyłam, o tym jak zmienił się mój pogląd na rzeczywistość. Czy Polska jest nudna? Czy tęsknię? Tak więc pióro w dłoń i do dzieła!
Subskrybuj:
Posty (Atom)