poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Po Pielgrzymce..cz.1

Co tu można powiedzieć? DOSZŁAM!!!

Jak było?
Czy było trudno?
Czy stopy bolały?
Czy było warto?
Jak ludzie?
Jak księża?

Pytań ciśnie się na usta naprawdę całe mnóstwo. A ja cały czas szukam odpowiedzi. A może raczej słów jak tę odpowiedź wyrazić..

Bo ta Pielgrzymka to było naprawdę coś niezwykłego. Zmaganie się ze sobą, z własnym zmęczeniem, bólem, ścięgnami, a także zmęczeniem, bólem innych pielgrzymów.

To niezwykłe przeżycie. Niełatwa walka o to, aby przejść każdy kolejny etap, każdy kolejny dzień, gdyż już pierwszego dnia zaczęły się u mnie problemy ze ścięgnem.A przecież się przygotowywałam...

No tak, tylko przygotowania te nie obejmowały deszczu, który padał przez pierwsze trzy dni prosto na rozgrzane mięśnie.

Dziś wiem, że bąbelki to nic takiego przy ścięgnach. W końcu je się przebije, zaciska zęby i się idzie, a po jakimś czasie już nie czuje, natomiast balansowanie na skraju opuchniętego ścięgna, grożącego wsadzeniem w gips to jest już inna sprawa. Całe szczęście inna pielgrzymująca dziewczyna Monika pożyczyła mi stabilizator ortopedyczny i dzięki niemu doszłam do końca.

Dzień 1 Białystok-Suraż (28,8 km)

Po mszy w Farze wyruszyliśmy. Żegnało nas mnóstwo ludzi, ale również wielu szło z nami do Suraża, w końcu sobota. Na postoju w Pomigaczach zaserwowano nam przepyszną babkę ziemniaczaną. I tam ugryzła mnie na dzień dobry osa. Całe szczęście żądła nie zostawiła, więc opuchlizny prawie nie było. Idąc ten pierwszy etap zaczęłam dostrzegać czymże jest owa podlaska gościnność. Na każdym postoju jedzenia w bród. Kurczaki, kiełbaski, zupy, ciast tyle że nie wiadomo za co się chwycić. Przed miejscowością Kowale chwycił nas ulewny deszcz i ostatnie etapy trzeba było w związku z tym przejść bez przerwy.
W Surażu przywitał nas ksiądz Proboszcz z kwiatami i rozeszliśmy się w poszukiwaniu noclegu. Było ciężko, gdyż po raz pierwszy na pielgrzymce będąc, nie wiedziałam gdzie iść, ale tak po godzinie szukania w końcu znalazłam nocleg z koleżanką Asią. Takie dziwne uczucie, chodzić i prosić. Z pewnością jest to trening osobowości. Wtedy po raz pierwszy poczułam ból ścięgna, tylko jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to właśnie ścięgno..

Dzień 2 Suraż - Mień (32,8km)

Ból po nocy minął. Łudziłam się, że na zawsze, ale w wyniku marszu się odnowił i potem miało być już tylko gorzej. Pogoda nadal nas nie oszczędzała. Lało, lało, lało. Kolejna para butów przemoczona. Jednocześnie odczuwałam coś w rodzaju głębokiego wzruszenia, widząc ludzi czekających na nas w deszczu w bramach, po to tylko, aby nas przywitać. Salwy śmiechu za to wzbudzały krowy(niemi świadkowie naszego pielgrzymowania), biegnące przez pół pastwiska, po to tylko, aby zobaczyć grupę błękitną:). W Sanktuarium w Hodyszewie po raz pierwszy przeżyłam to uczucie, kiedy człowiek wchodzi do świątyni i pada na kolana wiedziony zmęczeniem, zachwytem i różnymi innymi rzeczami.
Wieczorem dotarliśmy do Mnia - jednej z najbardziej przyjaznych miejscowości na trasie. Żaden pielgrzym nie mógł się ostać bez dachu nad głową. Sołtys jeździł i sprawdzał czy ktoś nie błąka się samotnie po ulicy oraz zgarniał bagaże na samochód, aby nie trzeba było samemu dźwigać.

Dzień 3 Mień - Nur (31,3 km)

Trasa wiodła polnymi drogami. Po deszczach zakrawa to na katastrofę. A co może wyjść z drogi polnej po deszczu i w deszczu? Kolumna rozciągnięta na 1 km długości z powodu kałuż!!! Zapewne w opisie nie brzmi to jakoś nadzwyczajnie, ale ten ogrom błota, wody i wszystkiego po trochu to kolejna para butów do przemoczenia. Całe szczęście dzień wcześniej jedna się grzecznie wysuszyła na plecaku. Na tej trasie przeżyłam również swój pierwszy zjazd. Chciałam iść, ale jak zobaczyłam kłębiące się chmury i stanęła mi przed oczami wizja przemokniętego bandaża na bolącym ścięgnie i groźba nadwyrężenia go jeszcze bardziej, stchórzyłam.. Zjechałam.. Na zjeździe odmawialiśmy różaniec, a moja głowa zasypiała. Walczyłam ze znużeniem. I co ciekawe.. jak skończyliśmy zmęczenie przeszło. A do Nura już doszłam o własnych siłach. Tam część pielgrzymów zapakowała się na ciągniki i pojechała do sąsiedniej miejscowości Ołtarze. Mnie i Asi trafił się nocleg u przemiłych ludzi w Łęku Nurskim. I tak minął dzień trzeci.

c.d.n

1 komentarz:

  1. Czytałem to z takim zaciekawieniem... że aż mi w gardle zaschło.

    P. S. Czekam na ciąg dalszy :P

    OdpowiedzUsuń